KOLACJA WIGILIJNA

W domu Kossaków — jak wspomina Magdalena Samozwaniec — a był to dom w tradycje kulinarne zasobny, uczta wigilijna musiała się składać przynajmniej z dziesięciu dań. Obowiązkowo był na stole karp na szaro z rodzynkami, w słodkim sosie, a na deser domowe andruty z kremem i strudel z jabłkami, do którego ciasto francuskie kucharka musiała ciągnąć przez całą kuchnię i przedpokój, aby było jak najcieńsze. Melchior Wańkowicz tak wspomina wigilię w Szczenięcych latach: „Wigilia składała się z ośmiu — dwunastu potraw i mimo solidne i uważne objadanie się, iżby na wszystko starczyło miejsca, miejsca tego nie starczało.

W pośrodku stołu pofalowanego bielą obrusa, na pękach siana (ze źdźbeł jego wróżyliśmy, czyje życie dłuższe) stawiano tak zwaną „kucję” — ogromną salaterę poczwórną, w której mieściły się cztery zasadnicze potrawy Wilii, cztery paskudztwa ku tradycji przyrządzone, których nikt nigdy nie tykał. Jestem przekonany, że kucja sięgała swym pochodzeniem zamierzchłych czasów pogańskich. Był tam kisiel owsiany, wyglądający jak brudny klajster, rozdęte ziarna gotowanej pszenicy, groch i jęczmień oraz mleko makowe. Babka tylko, jako pani domu, musiała każdej potrawy spróbować i podlać „sytą” (miód z wodą), bo inaczej nadchodzący rok nie dałby dostatku. Krzywiła się, zwłaszcza przy kisielu, ale mus to mus. A kiedy już i państwo, i służba byli najedzeni, roztwierano szeroko wielkie szklane drzwi olbrzymiego salonu. Na tle ogromnej stuletniej agawy (która — właśnie co rok oczekiwano, ze zakwitnie raz na sto lat — ze strzałem jak z armaty) stała większa jeszcze choinka”.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Kultura. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz